Jeżeli, po kilku dniach od meczu ze Śląskiem można szukać pozytywów tamtego spotkania, to mogłaby być nim wściekłość. Wściekłość, którą było widać u zawodników Podbeskidzia po końcowym gwizdku, i która została w nich przez te dni do meczu z Lechem. To spotkanie Podbeskidzie rozpoczęło mecz zdecydowanie, ale i uważnie, ze świadomością, że błąd może dużo kosztować.

W porównaniu z ostatnim meczem gospodarze dokonali trzech zmian w wyjściowym składzie - na środek obrony wrócił Milan Rundić, trener Kasperczyk od pierwszej minuty postawił również na Desleya Ubbinka i Karola Danielaka.

Pierwsza połowa to głównie atak pozycyjny bielszczan, choć musieli pozostać czujni, bo kilka razy Lech pokazał, że potrafi niesamowicie szybko rozegrać kontratak i po wymianie kilku podań zagrozić bramce. Już w 3 minucie po wrzutce Mamicia mogło być groźnie, jednak minimalnie szybszy od Bilińskiego okazał się jeden ze środkowych obrońców z Poznania. W pierwszej połowie sędzia pokazał aż 4 żółte kartki, z czego pierwszą zobaczył już w 8. minucie Kravets. Kilka minut później żółty kartonik zobaczył Rzuchowski, jednak w jego przypadku konsekwencje są poważniejsze, ponieważ skutkuje to wykluczeniem w następnym spotkaniu z Piastem Gliwice. Podobnie było w drugiej połowie w przypadku Filipa Modelskiego

W 26. minucie drużyna z Poznania miała swoją najgroźniejszą sytuację. Po wrzutce z lewej strony, w sytuacji tyłem do praktycznie pustej bramki znalazł się Skóraś, jednak na nasze szczęście młodzieżowiec Lecha nie zdecydował się na strzał, tylko wycofał piłkę do Ishaka, na szczęście Pesković wrócił do bramki i pewnie złapał piłkę. Bielszczanie kilkukrotnie usiłowali przełamać defensywę atakami ze skrzydeł, choć również ze środka Ubbink potrafił uderzyć na bramkę i zmusić van der Harta do interwencji. Aktywny był atak Podbeskidzia - Biliński i Roginić sprawiali, że obrońcy Lecha musieli cały czas być „pod prądem”. Blisko bramki, chyba najbliżej w pierwszej połowie był Rundić, który uderzył bezpośrednio na bramkę z rzutu wolnego i tylko minimalnie się pomylił.

W ostatniej minucie pierwszej połowy Górale po raz kolejny dobrze zagrali pressingiem, odzyskali piłkę blisko pola karnego rywali, jednak strzał Roginicia, głową zablokował Salamon.

W drugiej połowie Lech zaczął poważniej zagrażać Góralom. Najpierw Kamiński dryblował w polu karnym, ale ofiarna interwencja Modelskiego ze wsparciem Peskovicia skutecznie go powstrzymały. Chwilę później Ishak stanał oko w oko z bramkarzem TSP, ale nie dość, że strzał był niecelny, to jeszcze napastnik gości był na pozycji spalonej. Jeszcze raz zaatakował Kamiński, ale jego strzał, już z pola karnego został zablokowany. Najgoręcej w polu karnym Górali było jednak w 65 minucie, kiedy koronkowe rozegranie lechitów doporowadziło ich na szósty metr, ale tam Modelski wyłuskał piłkę spod nóg rywala.

W tym okresie gry Podbeskidzie rzadko zapuszczali się w „16” gości, raz w 71 minucie przed szansą stanął Roginić, ale po jego mocnym strzale piłka poszybowała wysoko ponad bramką. Mimo to, udało się odepchnąć rywala od własnego pola karnego. Udało się nawet więcej, Marko Roginić w 74 minucie zdecydował się na strzał, którym „zdjął pajęczynę” z okienka bramki van der Harta! Potężna bomba, przy której golkiper był bez szans - a Marko, w swoim stylu, zaledwie lekko się uśmiechnął, jakby takie bramki strzelał codziennie.

Podbeskidzie Bielsko-Biała - Lech Poznań 1:0 (0:0)

Bramka: 74’ Roginić

Podbeskidzie: Pesković - Modelski, Janicki, Rundić, Danielak, Rzuchowski (64’ Tulio), Bieroński (64’ Frelek), Mamić (70’ Niepsuj), Ubbink (61’ Hora), Biliński (70’ Wilson), Roginić

Lech: van der Hart- Satka, Salamon, Rogne, Kamiński, Karlstrom, Kvekveskiri, Kravets, Skóraś, Ishak (80’ Johannsson), Tiba